Od dziecka kochałem świat komputerów. Fascynowała mnie informatyka – tajemnicza, intrygująca rzeczywistość i jej skomplikowane kody, przedstawione w pełnej palecie barw i efektów wizualnych.
Czy warto było zagłębiać jej tajniki?
W latach 90. prawie każdego Polaka fascynował Zachód – amerykańskie filmy pokazywały wtedy lepszy, bogatszy i pozbawiony błahych problemów świat. A moją Ameryką był świat informatyki.
Pierwszy komputer był wielką maszyną z Windowsem 3.1 – ileż ten system krył tajemnic… Godzinami przeglądałem foldery z plikami systemowymi, bawiłem się programami takimi jak Paint i Edytor tekstu, rozbrajałem osławione bomby w Saperze. Potem był kolejny komputer i kolejny fascynujący system, Windows 98. Wtedy też dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak Internet. To była dla mnie prawdziwa rewolucja. Każde kieszonkowe odkładałem na nowe części do komputera, żeby móc na własnej skórze poznać potęgę sieci.
Zanim uzyskałem stały dostęp do Internetu minęły lata, ale szybko zaczął zabierać mi cały wolny czas po szkole. Próbowałem samodzielnie edytować filmy, poznawałem programy do tworzenia grafik, instalowałem wszystkie wersje Windowsa po kolei, próbowałem przyspieszać działanie komputera, oczywiście z różnym skutkiem. W tym czasie aktywność informatyczna większości moich rówieśników ograniczała się do grania w „zabijanki” i gry strategiczne, ale to nie było dla mnie – ja kochałem informatykę „od środka” (no może z wyjątkiem słabości do serii gier Fifa i Heroes).
Podjąłem decyzję o wyborze liceum o profilu informatycznym i… niedługo potem uświadomiłem sobie, że nie zostanę programistą, bo jestem za słaby z matmy. Do elektroniki też specjalnie mnie nie ciągnęło – przy wszystkich awariach komputera, które z uwagi na różne eksperymenty powodowałem, za bardzo się denerwowałem. Nie chciałem się poddać, więc intensywnie szukałem pomysłu jak swoją pasję wykorzystać w życiu zawodowym.
Po maturze podjąłem decyzję – czas wyjść ze swoich czterech kątów i poznać życie, zza „okna”. Moją inspiracją była wtedy amerykańska literatura motywacyjna, która rozbudziła we mnie marzenia o własnej firmie informatycznej. Wyczytałem, że podstawową umiejętnością jaką muszę nabyć, jest budowanie relacji międzyludzkich (pozyskiwanie klientów). Musiałem się tego nauczyć, więc wybrałem studia z zakresu zarządzania i podjąłem telepracę w marketingu – najpierw w dużej korporacji, na stanowisku sprzedawcy. Przy okazji szczerze przyznaję, że praca w sprzedaży była na tamtym etapie życia moim najlepszym wyborem – od osoby bardzo nieśmiałej i zamkniętej w sobie stałem się komunikatywny i towarzyski, zacząłem wychodzić ze znajomymi, nabrałem dystansu do mojego informatycznego szaleństwa – wtedy też poznałem moją obecną narzeczoną. Gdy zdobyłem roczne doświadczenie w sprzedaży, przeniosłem się na stanowisko kierownicze do małej firmy zajmującej się marketingiem internetowym, w której spędziłem następne 4 lata. Zauważyłem wtedy, że uwielbiam uczyć innych i przekazywać swoją wiedzę – moim ulubionym obowiązkiem było prowadzenie szkoleń dla nowych pracowników i uczenie ich obsługi programów.
Pomyślałem, „a gdyby połączyć swoje hobby (nowe technologie) i pasje (nauczanie ludzi)?”
Wtedy narodził się pomysł na dawanie korepetycji z informatyki. Jak na studenta nie mogłem narzekać na zarobki, ale chciałem po prostu znów robić coś, co daje mi pełną energię i odczuwanie pozytywnego flow.
Tak trafiłem na serwis e-korepetycje i zacząłem przygodę z nauczaniem informatyki. Przyznam, że miałem spore obawy – co ja tam wiem, przecież nie jestem zawodowym programistą, a w dodatku trzeba dojechać do prywatnego mieszkania klienta…
Początki nie były zbyt owocne – zgłaszali się głównie studenci, którzy chcieli aby odrabiać za nich prace zaliczeniowe. Po raz kolejny nie poddałem się i cyklicznie dopracowywałem swoje ogłoszenie, a z czasem zaczęli do mnie dzwonić biznesmani, kierownicy w firmach, ludzie wykształceni, którzy chcieli nadrobić zaległości w obsłudze komputera. Do korepetycji podchodziłem bardzo poważnie i trzymałem standardy obsługi klienta, jakich nauczyłem się w korporacji – szybka obsługa, skupienie na rozwiązywaniu problemów, gwarantowana satysfakcja. Widziałem, jak moi uczniowie faktycznie się rozwijali i czułem, że poprawiałem jakość ich życia – nauczyli się efektywnie wyszukiwać ważne dla nich informacje w Google, ogarnęli Facebooka, zaczęli w końcu dorabiać na sprzedaży w sieci, opanowali skrzynkę mailową, wystawiali pierwsze aukcje na allegro, poznali pakiet Office (Word i Excel), nauczyli się nowoczesne tablety i telefony. To było fantastyczne. Wielu ludzi mnie polecało. Potem dodałem obsługę korków na Skype (wideokonferencja) i okazało się, że mogę rozwiązywać problemy informatyczne ludzi nie tylko w Trójmieście, ale w całej Polsce… a nawet dalej.
Właśnie zakładam firmę.
Będę zajmował się głównie marketingiem internetowym (reklama internetowa dla firm, reklama AdWords, tworzenie animacji video, projektowanie stron internetowych), jednak nie skreślam korepetycji – kocham pomagać ludziom rozwijać się, pokazywać im skomplikowane dla nich rzeczy w prosty i czytelny sposób. Za chwilę kończę również studia podyplomowe – UX Psychologia projektowania, które są połączeniem wiedzy z dziedzin marketingu, informatyki i psychologii (a więc obsługi klienta). Ta edukacja sprawia, że z optymizmem patrzę w przyszłość, i kto wie? Może moja firma w przyszłości będzie również zajmowała się szkoleniem z informatyki? Jedno wiem na pewno – dzięki udzielaniu e-korepetycji nawiązałem wspaniałe kontakty, miałem przy tym dużo satysfakcji i wiele się nauczyłem od fantastycznych ludzi. Polecam to każdemu, zanim wystartuje z biznesem.
Warto.
Autor: Dawid Witych - doświadczony korepetytor informatyki, który nauczy obsługi komputera czy tabletu praktycznie każdego. Pasjonat nowych technologii krok po kroku pokaże jak wysyłać maile, korzystać z mediów społecznościowych czy sprzedawać za pośrednictwem internetu.